Każde gdańskie dziecko wie, że jak pogrzebie z ziemi wystarczająco głęboko, to prędzej czy później znajdzie ciekawy fant. Nic dziwnego więc, że trwająca od kilku lat gigantyczna przebudowa okolic wrzeszczańskiego dworca przyniosła ze sobą sporo ciekawych odkryć. Myślę, że warto podsumować te znaleziska.
1) Zaczęło się wczesną wiosną, od piwnic i fundamentów pierwszego wrzeszczańskiego dworca kolejowego. Przypomnę: oddano go do użytku w 1870 roku; był to piętrowy budynek z parterowymi skrzydłami i dwuspadowym dachem – pisałem o nim jakiś czas temu. Przez kilka tygodni to, co po nim zostało po zniszczeniu w 1945 roku, można było oglądać na tyłach baru BIOWAY:
Całość została szybko zalana betonem i nigdy więcej jej nie zobaczymy – obecnie stoi tam mur oporowy i biegnie nowy tor.
2) Wkrótce potem na terenie dawnego browaru dokopano się do klepiskowych piwnic słodowych z początku XIX wieku, a więc jeszcze sprzed powstania zakładu przemysłowego:
Przypomnę: zakład powstał na terenie Kuźniczek, majątku istniejącego już w XVI wieku. Po owej posiadłości do czasów współczesnych przetrwał staw, kawałek parku oraz dwór.
3) W tym samym miejscu latem archeolodzy dokopali się do XVIII-wiecznego kaskadowego kanału Strzyży. Przebiegający prostopadle do dzisiejszej ul. Kilińskiego kanał był częścią malowniczego założenia parkowego.
4) Niedługo potem natrafiono na sporej wielkości osiemnastowieczny granitowy kamień graniczny. Jak się wkrótce okazało, kamień leżał od dłuższego czasu przy ul. Waryńskiego, po czym został przesunięty bliżej torów kolejowych, na plac budowy. Letnia ulewa zmyła z niego błoto, dzięki czemu zauważono na nim łaciński napis: D.H. A8 1756 D 2 APRIL GRAENTZSTEIN, czyli Deditheres Anno 1756 Domini 2 Aprilis Graentzstein, co w tłumaczeniu na polski oznacza: Kamień graniczny położył dziedzic Roku Pańskiego 1756 drugiego kwietnia.
Jaki dziedzic? Miejsce, w którym leżał kamień – okolice ul. Waryńskiego – sugeruje dziedzica wsi Wrzeszcz. Na zlecenie konserwatora zabytków – ale dopiero po reakcji tzw. czynnika społecznego – kamień zabrano do zbadania.
5) Jednocześnie w murze oporowym po stronie ul. Zator-Przytockiego, na wysokości nieczynnej nastawni bramowej, odsłonięto elementy konstrukcji przepustu Potoku Jaśkowej Doliny pod nasypem kolejowym.
Przypuszczalnie było to najstarsze, ceglane sklepienie sprzed 1870 roku, powstałe przed położeniem torowiska oraz sklepienie betonowe z drugiej dekady XX wieku, kiedy to podniesiono torowisko na nasyp. Po kilku dniach przepust z powrotem zamurowano.
Tyle wyliczanki, teraz kilka uwag własnych.
Powyższych pięć “znalezisk” ma rozmaity charakter i ciężar gatunkowy. Jedne są sensacyjne (kamień, kanał), innych należało się spodziewać (piwnice, dworzec, przepust potoku). Teoretycznie jedne ważniejsze są od innych, w praktyce jednak wszystkie one są świadectwami czasów, kiedy Wrzeszcz był jeszcze podgdańską wsią (kamień, kanał) lub dopiero stawał się wielkomiejską dzielnicą (piwnice, dworzec, przepust potoku), zachowując jeszcze swój wiejski charakter. Czyli mówiąc prościej: są to najstarsze i najcenniejsze pamiątki po dawnym Wrzeszczu.
O ile w przypadku terenu dawnego browaru w pracach ziemnych biorą udział archeolodzy i czuwa konserwator zabytków, to w pozostałych miejscach takiej ochrony brak. O ile mi wiadomo, nie pokuszono się o nawet najzwyklejszą inwentaryzację i dokumentację pozostałości po pierwszym dworcu czy przepuście. Ta nonszalancja to część szerszego zjawiska – zobaczmy, co dzieje się chociażby na terenie prawie stuletniej tzw. indiańskiej wioski. Osiedle burzy się bez względu na cokolwiek, cenne pamiątki trafią na wysypisko lub złom, a najciekawsze z nich zapewne na internetowe portale aukcyjne. Nie tak to powinno wyglądać.
Nie jestem aż tak naiwny, by spodziewać się zachowania i ekspozycji każdej najdrobniejszej pozostałości dawnego Wrzeszcza, niezależnie od jej “obiektywnej” wartości historycznej. Jednak prawdą jest, że na naszych oczach znikają, rozbierane czy zalewane betonem, cenne ślady przeszłości naszej dzielnicy. Okazuje się, że 70 lat po wojnie wciąż – chociaż z zupełnie innych powodów – brakuje nam wrażliwości i wyobraźni, aby wiedzę o tej przeszłości chronić i utrwalać. Przyszłe pokolenia Wrzeszczan będą miały do nas o to uzasadnione pretensje.
Krótki, zwięźle i na temat. Czuję podskórnie, że te przyszłe pokolenia Wrzeszczan oj będą, będą miały nam wszystkim za złe …
teraz nie czasy na nostalgię..ludzie myślą co do garnka włożyc, pracy nie ma a jak jest to człowiek tak w tyłek dostanie , że mu nie w głowie przyszłosć.., której może nawet nie być.
owszem ważne jest co było i ważne jest co bedzie ale w naszym kraju depcze się żywych ludzi a co dopiero pamiątki….
Zgadzam się, nie każdy ma ten komfort, że może się martwić takimi rzeczami. Ale ja akurat mam, więc martwię się i za tych, którzy nie mogą.
Pingback: Jarek Wasielewski: Niszczymy pamiątki po dawnym Wrzeszczu - GDAŃSK NON STOP
Pingback: Wrzeszczańskie dworce kolejowe | Z Wrzeszcza - blog Jarka Wasielewskiego