Duża część mojego najnowszego artykułu w czasopiśmie 30 dni (popełnionego wspólnie z Janem Danilukiem), poświęconego historii obozu pracy przymusowej Narvik dotyczy jego powojennych losów. Przez kilka dekad baraki wykorzystywane były w rozmaitych celach: jako budynki biurowe, przemysłowe, ale także – co dziś słusznie szokuje – mieszkalne.
Podobnie działo się z innymi barakami o wojennej proweniencji w Gdańsku, na przykład tymi, które należały niegdyś do sąsiadujących ze sobą obozów pracy przymusowej na pograniczu dzisiejszego Dolnego Wrzeszcza i Zaspy. Mam tu na myśli Schichau-Wohnlager Ferdinand I i II powyżej ul. Wincentego Pstrowskiego i pomiędzy ul. Bolesława Chrobrego a al. gen. Józefa Hallera. Po 1945 roku w barakach m.in. zakwaterowano ludzi oraz utworzono co najmniej jeden zakład przemysłowy: „pensjonat kurcząt”.
Ostatni barak na terenie dawnego Schichau-Wohnlager Ferdinand
Ostatni barak na terenie dawnego Schichau-Wohnlager Ferdinand
Taką żartobliwą nazwę lokalna prasa nadała zakładowi, do którego po przypłynięciu do gdańskiego portu trafiały dostawy rasowych kurcząt z UNRRY.
Wyjaśnienie dla niezorientowanych: UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Administration, czyli Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy) była organizacją niosącą pomoc państwom w Europie i Azji, głównie tym, które dotknięte były zniszczeniami wojennymi. W Polsce UNRRA rozpoczęła działalność z chwilą częściowego oswobodzenia kraju spod niemieckiej okupacji, a zakończyła z końcem 1946 roku.
To właśnie głównie przez porty w Gdańsku i Gdyni dostarczano nam pomoc, na którą składały się m.in. żywność, środki czystości, odzież, narzędzia i maszyny rolnicze, samochody, tabor kolejowy oraz żywy inwentarz (gdyby ktoś nie wiedział, to właśnie do tego nawiązuje słynne Pawlakowe „Naszemu sąsiadowi ogiera ukradli, a taki był ładny, amerykański! Szkoda!” w Samych swoich ;)). Przypływające z USA w elektrycznie ogrzewanych klatkach leghorny, karmazyny i sussexy – przez prasę nazywane pieszczotliwie unraczkami – trafiały właśnie na pogranicze Wrzeszcza i Zaspy. W „baraku szumiącym ptasim świergotem” dokonywano ich selekcji (padnięte w transporcie utylizowano, a chore trafiały do „ptasiej infirmerii”), skąd po kilku dniach rozwożone były samochodami do miejsca przeznaczenia, którymi były gospodarstwa hodowlane zarówno na Pomorzu, jak i w innych regionach Polski.
W założeniu każdy pisklak miał być zalążkiem przyszłej hodowli rasowego drobiu, przetrzebionego przez wojnę. Tylko do czerwca 1946 roku piskląt przybyło aż 38 tysięcy. Ciekawe czy i w jakim procencie drób „produkowany” obecnie w naszym kraju wywodzi się z tych unraczków?
„Drobiowa” historia baraków dawnego obozu na pewno nie skończyła się wraz z misją UNRRY. W kolejnych latach działała w nich Rejonowa Tuczarnia Drobiu na Zaspie, która podlegała Wojewódzkiemu Przedsiębiorstwu Jajczarsko-Drobiarskiemu z siedzibą tamże.
Anons w Dzienniku Bałtyckim z listopada1950 roku
Anons w Dzienniku Bałtyckim ze stycznia 1960 roku
Wiadomo także o istnieniu Gdańskiego Przedsiębiorstwa Wylęgu Drobiu oraz Inspektoracie Rejonowym Zjednoczenia Przemysłu Jajczarsko-Drobiarskiego – jakie jednak było powiązanie i hierarchia ww. instytucji wyjaśnić nie jestem w stanie, tak samo jak ze 100-procentową pewnością nie mogę potwierdzić, że także one mieściły się w ww. barakach.
Wiadomo za to, że pod Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Jajczarsko-Drobiarskie podlegały fermy kurze na Pomorzu (ok. 40% z nich znajdowało się w obrębie Trójmiasta). Drób, który trafiał na Zaspę za pośrednictwem Centrali Importowo-Eksportowej Artykułów i Przetworów Pochodzenia Zwierzęcego „ANIMEX” eksportowano za granicę. Jaja trafiały głównie do krajów afrykańskich, Wenezueli i RFN, a drób głównie do tego ostatniego kraju.
Niestety, nie udało mi się ustalić, do którego roku działały ww. zakłady.
Jeżeli macie jakiekolwiek informacje na temat zakładów opisanych w tym tekście bądź jakichkolwiek innych działających po wojnie w dawnym obozie Schichau-Wohnlager Ferdinand I i II, proszę o kontakt.
Jestem z rocznika 1955. Mieszkam przy ul. Deotymy od urodzenia (no, z drobną 25-letnią przerwą, ale to detal ;-D). Jako dzieciaki nazywaliśmy to miejsce „kurzą fermą”, bo i dorośli tak mówili, i chyba słychać było odgłosy pisklaków. Co ciekawe, z jakiegoś powodu była to mekka ślimaków chyba z całego Gdańska: w poprzek Marksa lazło ich mrowie, choć na zdrowy (nawet ślimaczy) rozum, powinny wędrować w kierunku działek. Nie – pokonywały płot i pełzły na tę „kurzą fermę”. Teraz zaczęłam nie dowierzać własnej pamięci – ale tak! one szły w górę płotu! do fermy! To chyba nie były winniczki, zapewne zwykłe wstężyki – ale skala zjawiska utkwiła mi w pamięci. Ile mieliśmy wtedy lat? A bo ja wiem? Pewnie jednak chodziliśmy już do szkoły, bo młodszym smarkaczom nie przychodziło do głowy zapuszczać się tak daleko. Zatem pierwsza połowa lat 60.
Ogromnie się cieszę mogąc czytać Pańskiego bloga i ucząc się tyle o miejscach, które są częścią mojego życia. Gdy ktoś mi mówi, że nudził się na urlopie, bo nigdzie nie mógł wyjechać, uśmiecham się w duchu. Czasem pytam, co wie o miejscu, w którym mieszka. I czasem zarażam chęcią poznania.
Pani Sylwio, bardzo dziękuję za miłe słowa i ciekawy komentarz – takie wspomnienia to bezcenna rzecz 🙂
Panie Jarku o kurczakach z UNRY pierwszy raz dowiedziałem się z pańskiego artykułu.
Wspomniał pan o tuczarni drobiu w rejonie Hallera/Chrobrego.
Moi rodzice osiedlili się we Wrzeszczu na Grunwaldzkiej 44 (piękna eklektyczna kamienica) w 1959 roku.
Często w latach 60-tych maszerowali ul Bolesława Chrobrego i al. Karola Marksa na plażę w Brzeźnie. Maszerowali bo tramwaje były przepełnione.
Jak wspomina moja mama:
Na terenie dzisiejszej zajezdni autobusowej istniała wielka hodowla gęsi. Spacer w tym rejonie nie był przyjemnością,
bo z jej terenu roznosił się bardzo nieprzyjemny zapach. Ja osobiście tego nie pamiętam bo jechałem w dziecinnym wózeczku.
Czyli Pańska mama potwierdza, że prawdę tu piszę… 😉 Czy pamięta coś więcej o tej okolicy?
Moja Mama pamięta, że na ul. Chrobrego był tor tramwajowy. Nie jeździły po nim tramwaje.
Linia została zlikwidowana około 1960 roku. Do Brzeźna z Dolnego Wrzeszcza kursował tramwaj nr 7. (z tej pętli startowała też ósemka na Dolne Miasto).
Ruszał z pętli koło szkoły podstawowej nr 49 (Legionów/Dzierżyńskiego) dalej przez plac Komorowskiego, Mickiewicza i dalej Hallera/Marksa na plażę.
Jako małe dziecko mieszkałam na terenie dawnej Oczyszczalni Ścieków (wtedy adres ul. Grudziądzka 1) czyli bardzo blisko opisanych terenów, prawie naprzeciw. To, co zapamiętałam z tamtych czasów:
Przy ul. Chrobrego było kilka (nie wiem, ile konkretnie) baraków, w których mieszkali ludzie. Nie pamiętam, żeby były w nich jakieś zakłady przemysłowe – kojarzą mi się tylko mieszkania.
Natomiast na zapleczu wspomnianych baraków, od strony al. Hallera, były chyba dwa baraki. Podobno w jednym z nich były mieszkania, ale tego nie pamiętam. Natomiast w drugim była tuczarnia drobiu i chyba wylęgarnia. Kojarzą mi się z tym miejscem malutkie kurczaczki (może i tu byłam z jakiegoś powodu?).
Wyprowadziłam się z tego mieszkania w 1964 lub 1965 roku i chyba jeszcze tuczarnia była. I mieszkali jeszcze ludzie w barakach na ul. Chrobrego. Nie wiem tylko, czy we wszystkich.
W późniejszych latach czasami jeździłam do Brzeźna. W tych okolicach niezbyt przyjemnie pachniało. Ale dziś trudno mi powiedzieć czy to było z oczyszczalni ścieków, czy z tuczarni drobiu. Jedno i drugie wydzielało wątpliwy „aromat”.
Bardzo dziękuję za to wspomnienie 🙂 Z tego, co Pani pisze wnioskuję, że baraki „przemysłowe” świadomie zlokalizowano na skraju dawnego obozu, aby nie uprzykrzać (za bardzo) życia mieszkańcom baraków „mieszkalnych”.
Z moich wspomnień tak to wygląda. Ul. Chrobrego – mieszkania, al. Hallera – przemysł.
Ja mieszkałem na Kolonii Uroda.
Miło wspominam moje dzieciństwo i tereny wokół.
Pamiętam jak wzdłuż alei lipowej wiodła wyboista droga, po której zimą jeździło się na łyżwach, a latem na rowerze.
Pamiętam jak zaczęto budować drogę od dawnej pętli tramwaju 13″ przy ul. Pstrowskiego.
Zrobiono wykopy pod rury kanalizacyjne o dużej średnicy. Jakie to można było przeżyć przygody i emocje chodząc tymi zasypanymi już rurami między ul. Pstrowskiego a Zieloną Drogą.
Pamiętam Zakłady Drobiarskie, które nazywaliśmy „Gęsiarnią” i smród jaki był w tej okolicy, dochodzący też z oczyszczalni ścieków – który nazywaliśmy „oddechem Lenina”.
Pamiętam też wierszyk który ułożyliśmy:
„Kiedy ojciec(tu był pseudonim kolegi) koło gęsiarni jedzie – smród go na bok bierze”
(a jeździł ta drogą na rowerze do pracy).
Pozdrawiam
Dziękuję za podzielenie się wspomnieniem
Smród był czasami rzeczywiście „nieziemski”.
Budowę trasy tramwaju nr 13 od dawnej pętli Kolonia Uroda też pamiętam. Było to koło mojego dawnego domku. Pamiętam też tramwaj nr 5 na ul. Chrobrego – jechał jednym torem.
Jakoś im człowiek starszy, tym milej wspomina czasy dzieciństwa.
🙂
Zbyszek
Pamiętam z tamtych lat pseudonimy moich kolegów z Ulicy Kolonia Uroda:
„Tucznik vel Kwiczoł”, „Kadzidło”, 'Pierdel”, „Gezar vel Hipek”, „Gruby”, „Wilder”, „Dukat vel Sroka”, „Piętach”, „Zaza”, „Ness”, „Makaroniarz”, „Jumbo” itd.
mój pseudonim był „Bynia” może któryś z kolegów przeczyta i też umieści swój zapis.
W „Portowcu” nie pamiętam czy tygodnik czy miesięcznik, wydawanym przez NSZZ Solidarność Portu Gdańskiego
był artykuł o hotelu robotniczym, mieszczącym się, na terenie Narwik 1.
Czy pamięta Pan w którym roku ukazał się ten artykuł?
Niestety nie, ale jakieś 8-10 lat temu.
Pingback: Lecznica dla koni z UNRRY przy al. Hallera na filmie! | Z Wrzeszcza - blog Jarka Wasielewskiego
Pingback: Drugie życie obozowych baraków przy ul. Chrobrego | Z Wrzeszcza - blog Jarka Wasielewskiego
Panie Jarku z wielką przyjemnością czytam Pańskiego bloga, też wychowałem się na tym samym osiedlu i mieszkam tutaj do dzisiaj. Chciałem sprostować informację o ostatnim baraku. To nie jest ostatni barak z obozu pracy. Barak ten wybudowała od podstaw firma GAMA 1001 Importer Naczyń ze Stali Nierdzewnej, w której pracowałem. Najpierw mieliśmy tam skład celny, potem magazyn, następnie był tam magazyn i biuro firmy ARPI Reklamy, a na końcu budowali tam łódki.
Prawdziwy ostatni barak stoi chyba jeszcze na skrzyżowaniu ul. Grudziądzkiej i Chrobrego. Pamiętam jak był jeszcze drewniany, potem go otynkowali lub postawili murowane ściany.
Co do zakładów drobiarskich to zgadza się, że były tam jeszcze na początku lat siedemdziesiątych. Moja babcia sprzedawała w kiosku na rogu ul. Hallera (Karola Marksa) i Pstrowskiego w latach 1970 – 72 i pamiętam jaki kurczaki robiły hałas za płotem.
Dziękuję za komentarz. Miło mi, że blog się Panu podoba 🙂
Dziękuję też za uzupełnienie. W którym roku GAMA 1001 postawiła ten barak?
Co do baraku przy ul. Grudziądzkiej, to czy ma Pan na myśli ten: https://goo.gl/maps/cGfLxNowVLoaueXg9 ?
Gama 1001 postawiła barak w roku 1994 lub 1995. Tak, ten barak miałem na myśli. Kojarzę go w tym miejscu od wczesnych lat dziecięcych, kiedy chodziłem z dziadkiem na spacery do willi Eckhoff, w której dziadek mieszkał jako dziecko w latach 20 ubiegłego wieku, a właścicielem był jego ojciec, czyli mój pradziadek.
Pozdrawiam
Darek
Bardzo ciekawa historia, chętnie posłucham więcej 🙂
A ja w tej Gamie pracowałem. Urodziłem się na Klinicznej a do wyjazdu z Gdańska mieszkałem na Skrzyżowaniu ulic Kościuszki i Chrobrego, więc do Gamy miałem blisko.
Pingback: „Latem aleją Roosevelta pędzono krowy…” – wspomnienie | Z Wrzeszcza - blog Jarka Wasielewskiego
Pingback: Niezrealizowane Osiedle Eckhof | Z Wrzeszcza - blog Jarka Wasielewskiego