W Narwiku zamieszkaliśmy w 1964 roku. Mój ojciec dostał tam przydział na mieszkanie przejściowe jako pracownik Gdańskiej Stoczni Remontowej, gdzie przeniósł się ze Stoczni Marynarki Wojennej na Oksywiu, właśnie ze względu na możliwość szybszego otrzymania mieszkania.
Wcześniej mieszkaliśmy w Kątach Rybackich. Po sprzedaży domku rodzice wpłacili środki na mieszkanie w Nauczycielskiej Spółdzielni Mieszkaniowej w Sopocie, w której swą pulę mieszkań miała również Gdańska Stocznia Remontowa.
W naszym baraku było ok. 12-14 mieszkań, raczej dwuizbowych (pokój z kuchnią), z bieżącą zimną wodą i kanalizacją (nie we wszystkich barakach był ten „luksus”!). Ubikacje były w środkowej części baraku i każda rodzina miała swoją, zamykaną na klucz.
Do baraku prowadziły dwa wejścia: w części środkowej, na przeciw toalet, przez duże dwuskrzydłowe drzwi oraz na szczycie budynku, przez drzwi pojedyncze. Przez całą długość baraku biegł korytarz, a mieszkania usytuowane były po obu jego stronach.
Do nas wchodziło się z korytarza do kuchni, a z kuchni do pokoju. Pomiędzy tymi pomieszczeniami nie było drzwi. Metraż wynosił ok. 20-25 metrów kwadratowych. Mieszkaliśmy w pięć osób: babcia, rodzice i ja z bratem. Ściany baraku były wytapetowane. Mieliśmy zlew z bieżącą wodą i tzw. westfalkę – piec węglowy, na którym się gotowało i którym ogrzewało się całe mieszkanie. Kąpaliśmy się w kuchni, w misce, a pranie robiło się w dużym pomieszczeniu wspólnym, tam, gdzie były toalety. Każda rodzina miała również komórkę na zewnątrz, w której trzymała opał i inne tego typu rzeczy.
Pod naszymi oknami był jakiś mini-ogródek z kwiatkami. Drogi osiedla Narwik częściowo były brukowane, z krawężnikami, a częściowo utwardzone, żwirowe.
Stosunki sąsiedzkie bywały różne, i dobre i niedobre. Wiem, że były zatargi z Cyganami, którzy mieszkali gdzieś w pobliżu. Jednak niektóre kontakty towarzyskie moich rodziców przeniosły się razem z nami na Zielony Trójkąt i trwały przez długie lata. Część z nich również kontynuowaliśmy my, dzieci – bawiliśmy się na jednym osiedlu i chodziliśmy do tej samej szkoły.
Codzienne zakupy robiliśmy w małym sklepie w pobliżu stacji SKM Gdańsk Kolonia, od strony Narwiku, albo na ul. Mickiewicza, gdzie była piekarnia, cukiernia itd. Na rogu dzisiejszej ul. Narwickiej i al. Marynarki Polskiej był kiosk Ruchu oraz przystanek tramwajowy. Ale do Wrzeszcza czy na rynek szło się pieszo.
Wreszcie w marcu 1968 roku mój ojciec otrzymał obiecany przydział i przeprowadziliśmy się z baraku do nowego mieszkania w tzw. Szafie na pobliskim Zielonym Trójkącie.
Wspomnienie spisane przez Panią Beatę Skórę na moją prośbę w styczniu 2022 roku.
Sklep w pobliżu stacji SKM Gdańsk Kolonia, o którym wspomina pani Beata znajdował się na rogu ulic Kochanowskiego i Modrzewskiego. Po likwidacji salonu fryzjerskiego, który dotychczas znajdował się w tym miejscu został odsłonięty szyld tego sklepu z lat 60-tych. Na szyldzie jest napis pieczywo PSS i nr sklepu. Sklep był faktycznie mały sprzedawał jedynie pieczywo, mleko do kanek, i masło.
Bardzo dziękuję za uzupełnienie! Czy mógłby Pan przesłać zdjęcie tego szyldu na kontakt@jarekwasielewski.pl?
Panie Jarku,mieszkałem w poblizu tego sklepu,moja sasiadka prowadziła ten sklep.A naprzeciwko ,tuz po wojnie była wytwornia win mojego Taty- pewnie jeden z pierwszych Prywatnych biznesów po wojnie.Mam pamiatki z tamtych czasów,historie tej firmy zapisaną przez mojego Tate.A z Narwikiem tez ma pewne wspomnienia – chodziłem do szkoły z kolezankami i kolegami z Narwiku.Ale nie tylko.Teraz jestem poza krajem.Przyjade prawdopodobnie w marcu,skontaktuje sie z Panem i pokaze te pamiatki,to kawałek historii.
pozdrawiam
J>Zebrowski
Fantastycznie 🙂 Bardzo proszę o maila: kontakt@jarekwasielewski.pl