Rok 1945 zwykliśmy traktować jako moment, w którym zasadniczo umarł stary, przedwojenny Gdańsk. To znaczne uproszczenie, bowiem on odchodził po kawałku, niepostrzeżenie, w tle codziennej krzątaniny.
Dla starszych mieszkańców ta uwaga jest oczywista, ale dla mojego pokolenia, które zastało Gdańsk już z grubsza powojenny – wcale nie.
Uświadomiła mi to po raz kolejny notka prasowa z Dziennika Bałtyckiego z 1959 roku, na którą natknąłem się przypadkiem w ostatnim czasie. Mowa w niej o dawnej kaplicy cmentarnej w okolicach przystanku SKM Gdańsk Politechnika, która – doprowadzona do ruiny, chociaż zamieszkana – czeka już tylko na rozbiórkę. Oto ta notka:
“Leżący w pobliżu przystanku kolei elektrycznej „Politechnika” we Wrzeszczu budyneczek po kaplicy cmentarnej nadaje się już od lat do rozbiórki. Przed kilku laty na skutek alarmów prasowych, zamiast go rozebrać pokryto zamieszkałą część dachówką. Niestety, niedawno część dachu spaliła się i znów nad głowami mieszkańców prześwituje niebo. Czas chyba wreszcie rozebrać szpetną ruinę, grożącą życiu zamieszkałych tam ludzi.”
Do notki dołączono zdjęcie:
Najprawdopodobniej mowa tu o kapliczce na końcu dawnej Jachmannstrasse, czyli dzisiejszej ul. Trubadurów, zbudowanej na potrzeby cmentarza ewangelickiego (oczywiście zlikwidowanego po 1945 roku):
Dziś w miejscu ww. kaplicy stoi dom oznaczony adresem ul. Trubadurów 25.