Dziś rano w Lubece w wieku 87 lat zmarł pisarz Günter Grass. Dla jednych to wiadomość smutna, dla innych – obojętna (a kto to był ten Grass?). Jedni bezkrytycznie uwielbiają jego twórczość, inni – wieszają psy za epizod z Waffen-SS i rzekomo antyizraelski wiersz. Media prześcigają się w cytowaniu Wikipedii i przypominaniu o literackim Noblu w 1999 roku, o trylogii gdańskiej, o zasługach pisarza dla dialogu polsko-niemieckiego. A ja tylko chciałem przypomnieć jedno: Günter Grass był z Wrzeszcza.
Urodził się w szpitalu przy Schellmühlerweg (ul. Kliniczna), początkowo mieszkał z rodzicami przy Kastanienweg 5a (ul. Lendziona), następnie przy Labesweg 13 (ul. Lelewela). Chodził do kościoła przy Schwarzerweg (ul. Zator-Przytockiego) i szkół przy Pestalozzistrasse (ul. Pestalozziego) oraz Kruzestrasse (ul. Piramowicza). I nawet po „wyprowadzce” za Odrę Grass regularnie wracał do Wrzeszcza, bo jednak czuł, że jest tu u siebie. We Wrzeszczu rozgrywają się akcje jego powieści, m.in. gdańskiej trylogii (Blaszany bębenek, Kot i mysz oraz Psie lata).
W sumie obcy facet, ale taki jakby trochę swój.
Ruhe in Frieden.