Właśnie zakończyła się 4. edycja Blog Forum Gdańsk – imprezy dla bloggerów z całej Polski, będącej czymś na pograniczu sympozjum, festiwalu i targów (określenie Piotra Dwojackiego). Z punktu widzenia czysto PR-owego jest to wydarzenie fantastyczne – przybyli z różnych zakątków kraju bloggerzy na gorąco relacjonują prezentacje, dyskusje i spotkania w których uczestniczą, propagując wizerunek Gdańska jako miasta ciekawego, nowoczesnego itd. Impreza się skończyła, ale Sieć będzie nią żyć jeszcze przez kilka tygodni. Słowem: świetnie wydane pieniądze.
Imprezie towarzyszy konkurs na najlepszy blog. W pierwszej kategorii (Blog of Gdańsk Czytelników) głosują sami internauci, więc wiele zależy tu od wielkości publiczności danego bloga i umiejętności jej mobilizowania. Ważniejszą nagrodą jest jednak nagroda przyznawana przez jury, czyli organizatorów i zaproszonych przez nich ekspertów (Blog of Gdańsk 2013 – podkreślenie moje). Jurorzy wybierają najciekawsze, najwartościowsze miejsce w całej związanej z Gdańskiem blogosferze. I tutaj mam mały problem. Otóż kolejny raz zwyciężył blog miły, lekki i przyjemny (zapiski o kotlecie z bakłażana i serniku; w roku ubiegłym wygrały zapiski o strojeniu się w barwne fatałaszki). Fakt, niby wyróżniono przy okazji dwa ambitniejsze blogi – turystyczny oraz traktujący o Żuławach – po raz kolejny jednak zupełnie zignorowano blogi „rasowo” gdańskie, silnie związane z ideą budowania tożsamości lokalnej. Najmniejszego choćby wyróżnienia nie doczekała się bowiem ani publicystyka historyczna (blog Henryka Jursza, czy choćby mój), ani zaangażowanie w dobrostan społeczności lokalnej (blog Pawła Wiśniewskiego). A przecież wyróżnienie tego typu bloga pomogłoby zwrócić uwagę całej Polski na coś, co jest dla Gdańska charakterystyczne i bezcenne: powstają tu oddolne inicjatywy wiążące mieszkańców z ich miejscem na ziemi i budzące w nich ducha społeczeństwa obywatelskiego. To jest dopiero trendi!
Wiem, z klikalnością i gustem mas ciężko dyskutować. Wiem, kiecka i kotlet zawsze będą ciekawsze i łatwiejsze w odbiorze, niż historia PDT-u, nieczynnej lokalnej linii kolejowej, czy krytyka rozwiązań komunikacyjnych w nowych dzielnicach miasta. Jednak wartość merytoryczna, „misyjność” i potencjał wspomnianych (oraz kilku innych niewymienionych) blogów zasługuje na nagłośnienie. Szkoda, że organizatorowi – czyli władzom Gdańska – zupełnie na tym nie zależy.
PS. W konkursie czytelników zająłem 21. miejsce, zdobywając 1,35% głosów. Do zwycięzcy zabrakło mi 11,07% głosów (zobacz wszystkie wyniki). Serdecznie dziękuję wszystkim głosującym!
Dominujący nurt jest lajtowy i odpowiada mniej więcej dominującym pasjom odbiorców masowej kultury. Moda, podróże, w tym roku w tv bardzo popularne są sprawy pichcenia żarcia. Nie twierdzę, że 'historia przeszła do historii’, ale do głównego nurtu raczej nie wróci.
Czekamy na blogi o tańcach-połamańcach:)
21! Szacun. Ja 16., ale od końca 😀
😀
Kilka godzin temu dodałam taki dłuuugi komentarz ale net mi padł i …. kiszka :/
W każdym razie Kochamy Żuławy też buduje relacje i tożsamość, wzmacnia więzi i ogólnie działa prospołecznie. 🙂
Osobiście także nie przepadam za takimi „lajfstajlowymi” blogami – jak jeszcze niektóre jestem w stanie przełknąć to moda totalnie do mnie nie trafia. No ale to kwestia gustu. Cieszę się, że jednak organizatorzy podjęli ważne a czasem i bardzo trudne tematy.
pozdrawiam
Marta Antonina Łobocka
Kochamy Żuławy