Gdańsk i jego przeszłość stały się w ostatnich latach niezwykle popularnym tematem, wokół którego urósł nawet osobny miniprzemysł wydawniczo-usługowy. Z jednej strony to dobrze, bowiem historia naszego miasta jest jednym z jego niewątpliwych atutów ekonomicznych. Z drugiej jednak ilość „dawnogdańskich” inicjatyw niekoniecznie przekłada się na ich jakość. Na szczęście w Gdańsku istnieje także niewielki krąg osób, które „działają w temacie” na poważnie, wchodząc weń głębiej i nie szukając korzyści materialnych czy autopromocji. Ludzie ci nigdy nie są zapraszani do telewizji śniadaniowej, a do swojej historycznej działalności najczęściej dopłacają z własnej kieszeni. Jedną z takich osób jest Henryk Jursz, z którym od kilku lat łączy mnie znajomość wirtualna, a w ostatnich miesiącach także i realna.
Henryk zabrał się za temat dosyć oczywisty i aż dziwne, że nikt nie zrobił tego przed nim (ale w sumie może to i lepiej, bo być może kto inny nie zrobiłby tego tak dobrze – o czym za chwilę). Tematem jego pracy są dzieje tzw. kolei kokoszkowskiej, łączącej w latach 1914-1945 Wrzeszcz przez m.in. Niedźwiednik, Brętowo, Jasień i Kokoszki ze Starą Piłą. Autor zaczyna od szkicu dziejów kolei w Gdańsku i jego przedmieściu – Wrzeszczu – by następnie przejść do opisu powstawania i funkcjonowania „kaszubskiego ekspresu”. Sporo miejsca poświęca także czasom powojennym, a więc stopniowej degradacji pozostałości po zniszczonej w 1945 roku linii i nigdy niezrealizowanym pomysłom jej reaktywacji. Rzecz jest doprowadzona do wczoraj, tj. rozpoczęcia budowy PKM, której przebieg w bardzo dużym stopniu pokrywać się będzie z dawną linią kokoszkowską. W książce, poza licznymi mało „opatrzonymi” ilustracjami, znajduje się także dodatek dla prawdziwych kolejowych ekstremistów: obszerna kolekcja rozkładów jazdy (!).
Koleją z Wrzeszcza na Kaszuby jest dziełem niezwykle drobiazgowym; zawarta w niej mnogość ciekawych informacji uzmysławia, jak głęboko Autor szukał w archiwach, przeglądając m.in. dzień po dniu dawne dzienniki gdańskie. Doceniam również to, że w książce nie ma lania wody – Henryk nie snuje gawęd i nie próbuje dopowiadać na siłę. Na plus trzeba mu także zaliczyć fakt, że konsultował ostateczny tekst z osobami dobrze znającymi wybrane zagadnienia przedstawianej przez niego historii, przez co uniknął wielu pomyłek czy przekłamań (nie każdy ma w sobie tyle pokory!).
Autor tej świetnej książki jest osobą niemożliwie skromną i unikającą rozgłosu, zasługuje więc na rozgłos tym bardziej.
Obywatele – do księgarń! Henryku – chapeau bas!
Henryk Jursz, Koleją z Wrzeszcza na Kaszuby, Gdańsk 2013
Pingback: draftcloud » Recenzja na mocne 3+ (książkoprojekt cz. 18)
Pingback: „Koleją z Kokoszek do Gdyni” Henryka Jursza – wrażenia po lekturze | Z Wrzeszcza - blog Jarka Wasielewskiego