Dlaczego Wrzeszcz jest najfantastyczniejszą dzielnicą Gdańska

„Wrzeszcz był tak duży i tak mały, że wszystko, co na tym świecie wydarza się lub mogłoby się wydarzyć, wydarzyło się też lub mogło byłoby się wydarzyć we Wrzeszczu.” 

– chyba nie ma osoby interesującej się lokalną historią, która nie znałaby tego cytatu z „Psich lat” Güntera Grassa. Chociaż przywoływany do znudzenia, fragment ten jest niezwykle trafny. We Wrzeszczu w istocie można doświadczyć kompletności, niczym w osobnym mieście, i można przeżywać całe życie nigdy go nie opuszczając.

Różnorodność. 150 lat „miejskości” Wrzeszcza sprawiło, że ze sklejonych ze sobą warstw, uformowanych w różnym czasie, powstało coś na kształt osobnego miasta w mieście. Wrzeszcz pełni zarazem funkcje handlowe i usługowe, jak i typowo mieszkaniowe. Ponadto znajdziemy w nim szkoły wszystkich szczebli, kościoły wszystkich wyznań i praktycznie wszystko, co oferuje ponad 50-tysięczne miasto. Może samowystarczalność jest tu zbyt dużym słowem, ale na pewno Wrzeszcz jest do pewnego stopnia zamkniętym bytem osobnym.

Architektura i  związana z nią historia. Wrzeszcz składa się z kolejnych warstw – albo łat – reprezentujących kolejne dekady i związane z nimi mody architektoniczne: eklektyzm przełomu wieków (chociażby ul. Saperów czy Jana Matejki), międzywojenny (np. budynki szkolne przy al. gen. J. Hallera) i powojenny (np. Olimp/Dolarowiec) modernizm, stalinowski socrealizm w wersji soft (np. Grunwaldzka Dzielnica Mieszkaniowa) i całe to współczesne nie-wiadomo-co (np. Quattro Towers), tak charakterystyczne dla krajów na dorobku. To wszystko zanurzone jest w różnych historycznych kontekstach, ich zgłębianie pozwala odczuwać ducha dzielnicy na wiele niezwykłych sposobów. 

Zieleń. We Wrzeszczu jest jej dużo i obejmuje ona zarówno „pierwotną”, dziką roślinność, jak i tę bardziej ucywilizowaną. Przykładem obu tych przeciwnych stron spektrum są Park Jaśkowej Doliny oraz Park Kuźniczki. Gdzieś pomiędzy nimi jest całą reszta mniejszych i większych skrawków zieleni. Nie trzeba ich długo szukać, wystarczy zboczyć z codziennej trasy i korzystać. Słowem: Wrzeszcz ma czym oddychać.

Nie wierzę, że doczekałem czasów, w których mogę to napisać, ale we Wrzeszczu jest „gdzie pójść”. Mam tu na myśli zarówno miejsca od lat znane i sprawdzone (Klub Żak, Stacja DeLuxe, Ósemka), jak i zupełnie nowe (knajpy przy ul. Wajdeloty i w osiedlach Browar Gdański oraz Garnizon, a także Prasówka, AïOLI, Ziemia…). Już nie trzeba jechać do historycznego śródmieścia by spotkać się z przyjaciółmi.

Słowem: nie trzeba się nigdzie z Wrzeszcza ruszać, aby żyć.

A co Wy najbardziej doceniacie w naszej dzielnicy?


Podobał Ci się ten wpis? Wesprzyj mojego bloga!

[paypal_donation_button]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.