Nie, to nie clickbait. Słynny reportażysta rzeczywiście w 1958 roku zawitał na ul. Pomorską. Czego szukał na tych ówczesnych peryferiach Gdańska? Chciał na własne oczy zobaczyć… świecące w szczerym polu neony, produkowane przez Polam.
Kapuściński miał wtedy dopiero 26 lat, ale był już znanym dziennikarzem – ostatecznie dwa lata wcześniej nagrodzono go Złotym Krzyżem Zasługi za krytyczny reportaż „To też jest prawda o Nowej Hucie”. Cztery lata później zaczął pracę dla Polskiej Agencji Prasowej jako stały korespondent zagraniczny w Afryce, Ameryce Łacińskiej i Azji, co potem zaowocowało arcydziełami reportażu, m.in. książkami „Cesarz” i „Szachinszach”.
Wracając na Żabiankę: „rząd jarzeniówek w szczerym polu” pokazał mu lokalny dziennikarz Dziennika Bałtyckiego podpisujący się pseudonimem Hipolit Ptyś. Cała eskapada miała nieco szyderczy charakter – oto jak została zrelacjonowana w Dzienniku Bałtyckim z 6 grudnia 1958:
Po długim niewidzeniu się znowu odwiedził nas Kapuściński. Oczywiście, traktował nas trochę z góry – wiadomo, stolica. My tu zagrzebani na głuchej i ciemnej (!) prowincji, on mieszkaniec stolicy. Oczywiście mało co mu się podobało, bo w Warszawie wszystko lepsze. Kiedy więc nas zmiażdżył cudami Grand Hotelu, helikopterem na dachu, plastikowym tronem i telefonem w każdym pokoju, dobił trasą NS i neonami na każdym domu – nie wytrzymałem! Rozumiecie – zadrasnął moją ambicję lokalną.
– Co mi tam twoje neony na Marszałkowskiej – rzekłem, wsadziłem go do taksówki i zawiozłem do Oliwy, gdzie w szczerym polu rząd jarzeniówek oślepia białym światłem.
– A widzisz – powiadam – takiego czegoś to nawet w tej twojej Warszawie nie ma. U nas się przewiduje! Tu już – jak widzisz – przyszłą 15-latkę wykonali. W tym miejscu już jesteś w 1975 r., w drugim tysiącleciu państwa polskiego, a ty mi swoim hotelem chcesz imponować.
Kapuścińskiego, juk się to mówi, „zatkało”. Długo stał nie przemówiwszy słowa, tylko patrzył w ten rząd jarzeniówek, który by sięgnął od Czerwonego Krzyża do Jesionowej. Wreszcie ocknął się i warknął:
– To jest rzeczywiście planowanie, psiakrew!
I tyle było w tym „psiakrew” wymowy, że już sie więcej przed nim nie chwaliłem gdańskim wybiegiem w drugie tysiąclecie.
Ale żeby Zarząd Energetyki nie myślał, że tylko on wpada na genialne pomysły, niniejszym przedstawiam listę propozycji. Będą to inwestycje pilne i równie niezbędne, jak ta oliwska aleja:
- może by tak jeszcze jedną muszlę koncertową, właśnie na tym polu, bo do czegoś przecież takie pole trzeba wykorzystać; pies z kulawą nogą pewno tam nie pójdzie, ale to nie szkodzi, plan inwestycji wzrośnie o ileś tam procent;
- sadzawka ze złotymi rybkami na Targu Drzewnym;
- obelisk ku czci rozsądnej gospodarki na placu przez Zarządem Energetycznym w Gdańsku
co ma zaszczyt zaproponować Hipolit Ptyś.
Tutaj oryginalny wycinek: