Wrażenia z lektury „Gdańsk: szwedzkie karty historii” Wojciecha Łygasia

Przeciętny gdańszczanin, jeżeli w ogóle kojarzy jakiejkolwiek związki naszego miasta ze Szwecją, to najczęściej ograniczają się one do… sklepu IKEA w gdańskiej Matarni. A przecież jest tego o wiele więcej – Gdańsk od średniowiecza połączony był ze Skandynawią wymianą handlową czy kulturalną i niejednokrotnie uczestniczył w wydarzeniach politycznych związanych z tą częścią naszego kontynentu. O tym wszystkim opowiada książka, która ukazała się ostatnio nakładem Wydawnictwa Marpress.

Jest to nowe, rozszerzone wydanie opracowania, które pierwotnie ukazało się w 2001 roku. W dwunastu kolejnych rozdziałach znajdziemy m.in. opowieść o zbieżności między architekturą Gdańska i szwedzkiego Visby, o gdańskich kaplicach szwedzkich świętych (m.in. św. Olafa i św. Eryka), o kulcie św. Brygidy oraz związanym z nią gdańskim klasztorze, o udziale Gdańska w perypetiach „jednorocznego” króla szwedzkiego Karola VIII Knutssona Bonde, o gdańskich wizytach polskiego króla Zygmunta III Wazy i związanych z tym wydarzeniach politycznych, o szwedzkiej emigracji religijnej i politycznej w Gdańsku w XVI i XVII wieku oraz jej wkładzie w kulturę naszego miasta, czy wreszcie o udziale Gdańska w wojnach polsko-szwedzkich XVII wieku (tu m.in. osobny rozdział o szwedzkich pamiątkach w Oliwie).

Owe gdańskie karty szwedzkiej historii zostały ukazane na bardzo szeroko i szczegółowo kreślonym tle. Autor z jednej strony ma świadomość, że dla polskiego czytelnika dzieje Szwecji są mimo wszystko egzotyczne, z drugiej zaś czuje się w tym temacie jak ryba w wodze (sam przetłumaczył na nasz język kilka książek, z których korzystał przy pisaniu omawianego dzieła), obficie sypiąc faktami, cytatami itd. Niestety, ma to również swoją negatywną stronę – aby dotrzeć do interesującego nas „gdańskiego” motywu w danej opowieści, musimy przedrzeć się przez gąszcz szczegółów i pilnować, by nie zgubić wątku. Narracja jest bardzo meandrująca, wymaga cierpliwości, uważności i dużego zaangażowania. Mimo to i tak nie zawsze udawało mi się podawane przez autora informacje choćby pobieżnie spamiętać i poukładać tak, by móc swobodnie czytać dalej.

Szkoda także, że autor kończy swoje opowieści na wieku XVIII. Bo przecież w czasach nam bliższych (dla mnie osobiście ciekawszych) Gdańsk także miał silne związki ze Szwecją, które jednak są szerzej nieznane. Chętnie poczytałbym o szwedzkich firmach w Gdańsku w XIX i XX wieku, o kościele szwedzkim i działającym przy nim domu marynarza w Nowym Porcie, o szwedzkich studentach na przedwojennej politechnice, o białych autobusach Szwedzkiego Czerwonego Krzyża niosących pomoc w powojennym Gdańsku czy wreszcie o szwedzkiej pomocy humanitarnej niesionej nam w smutnych czasach generała Jaruzelskiego. Szanowny Panie Autorze, czy da się Pan namówić na tom II? 🙂

Na koniec uwaga pod adresem wydawnictwa: cieszy fakt, że zamieścili Państwo tyle ciekawych (i kolorowych!) ilustracji w tej książce, szkoda tylko, że są one tak małe, że niekiedy wręcz nieczytelne (np. s. 21, 64, 83, 216, 241)… Dlaczego?

Podsumowując powyższe jednym zdaniem: Gdańsk: szwedzkie karty historii to wartościowa książka na nieoczywisty temat, ale jej lektura wymaga odrobiny samozaparcia.

Wojciech Łygaś, Gdańsk: szwedzkie karty historii, Wydawnictwo Marpress 2020

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *