W rejonie skrzyżowania ul. Pomorskiej z dzisiejszą ul. Subisława, dokładnie na rogu, powstała „fabryczka” – Spółdzielnia im. Juliana Marchlewskiego. Produkowano tam lampy jarzeniowe, lampki nocne i inne podobne produkty. Dla nas było to źródło pieniędzy – moi rodzice tam się zatrudnili. Zgaduję, że pracowało tam z 300 osób mieszkających w okolicy, ale nie tylko, bo z Sopot dochodzili tu do pracy „czarną drogą”. Spółdzielnia organizowała kolonie dla dzieci pracowników z małą dopłatą, a na święta bożego narodzenia – paczki od św. Mikołaja w pudełku po butach, wypełnione landrynkami, ciastkami i owocami (to tam widziałam pierwszego w swoim życiu „żywego” św. Mikołaja!). Przy zakładzie działał chór, w którym śpiewała mama. Chór ten znany był w Oliwie, często śpiewał w Katedrze Oliwskiej i przy innych okazjach.
Tak więc Mama z pracy do domu miała około kilometra – niedaleko. I zawsze szła przez lasek. Och, ten lasek! Był przepiękny, sosnowy, dużo większy, niż dziś, sięgał około 800-1000 metrów od ul. Gospody. Rosły w nim nawet maślaki! Idąc przez lasek polną, piaskową ścieżką w kierunku Oliwy dochodziliśmy do zielonych, zarośniętych trawą pagórków (nasypów) wysokości ok. 2-3 metrów. Było ich ze 3-4. W nich były bunkry, zbudowane z grubego betonu. Każdy miał dwa wejścia, można było wejść z prawej lub lewej strony, przejść około 5-8 metrów i wyjść po drugiej stronie. Nikt o te bunkry nie dbał, ale dla nas było to idealne miejsca na zabawy w podchody, a potem w rycerzy i żołnierzy. Odkrywaliśmy ten teren poszukując skarbów. Gdy mieliśmy po 16-18 lat, urządzaliśmy tam prywatki, często właśnie tam zajeżdżali Cyganie…
Gdzieś w 1957-58 roku zdarzył się tam wypadek – chłopcy znaleźli niewypał, bawili się nim, a ten wybuchł, zabijając jednego z chłopców.
Teren lasku i bunkrów w latach 1960-65 wykorzystywany był przez kluby sportowe jako strzelnica.
Lasek kończył się około 500 metrów przed „fabryczką”, która była ogrodzona płotem z bramą i stróżówką. Idąc drogą w kierunku tej stróżówki, z prawej strony „fabryczki” mijało się biały domek z ogrodem, okolony drzewami owocowymi. Na przeciwko widać było tory kolejowe, a wokół – pola.
Gdy zaczęto przygotowywać teren pod budowę Osiedla Żabianka, wycięto nie tylko ok. 3/4 sosen, ale także stare drzewa w naszych przydomowych ogrodach: wiekowe klony, kasztany, a nawet lipy rosnące wzdłuż ul. Gospody. Wyrąb odbył się szybko. Następnie pagórkowaty teren po wyciętych sosnach wyrównano. Nie było mnie przy tym, tak, jak nie było mnie przy rozbiórce naszych domów. Gdy dziś o tym myślę, to jest mi smutno. Szkoda naszych starych drzew!
CDN…
Powyższy tekst powstał na bazie wpisów Alex Sz. na Forum Dawny Gdańsk (użytkownik Xandra, 2009) oraz korespondencji wymienianej ze mną (2020). Zebrałem je, zredagowałem i opublikowałem w powyższej formie za Jej wiedzą i zgodą – raz jeszcze serdecznie dziękuję!
Na zdjęciu: baraki „fabryczki”, czyli Spółdzielni im. Juliana Marchlewskiego, późniejszego POLAM-u; źródło: rlt.rh.pl.
Moja sąsiadka miała do pracy przysłowiowe 2 kroki. Swój zakład pracy widziała z okna. Gdy graliśmy w piłkę z kolegami na tyłach bloku Subisława 21 ta często wpadała za płot „Polamu”. Na szczęście w pobliżu była dziura w tym płocie. Zapewne zrobiona przez pracowników bo nieraz nią przechodzili żeby udać się Supersamu (dzisiejszego Grosza)