Czarna Droga i Klein Berlinek (wspomnienia Alex Sz., cz. 3)

Z dawnej Poggenkrug/Żabianki w kierunku Sopotu prowadziła „czarna droga” – nazywam ją tak dlatego, że gmina wysypywała na nią czarny żwir. Droga była dobrze ubita, równa i twarda. Po prawej jej stronie biegła dróżka, która prowadziła na łąki – biegaliśmy tamtędy na plażę (później w ich miejscu urządzono ogródki działkowe). Łąki były suche, a za nimi – pola leżące odłogiem.

Idąc „czarną drogą” mijało się wspomniany już wcześniej Klein Berlinek. Jego dorośli mieszkańcy byli spokojni, ale strach w nich pozostał, byli bardzo zamknięci w sobie. Dwóch z nich miało taksówki, to były Warszawy – jedyne samochody w naszym rejonie. Właściciele nie odmawiali, gdy trzeba było kogoś zawieźć na pogotowie. W tamtym czasie już umieli mówić po polsku, ale miedzy sobą rozmawiali  tylko po niemiecku. Ich domy stopniowo traciły swój pierwotny wygląd poprzez ciągle dobudowywanie altanek, budek, gołębników – a gołębi mieli zatrzęsienie. Nazwę Klein Berlinek wymyślili sobie sami, jako taką namiastkę małych Niemiec. Starzy na co dzień używali tego określenia, a ich dzieci za nimi. Jak mieliśmy „wojnę” z dziećmi stamtąd – a działo się to bardzo rzadko – to oczywiście wyzywaliśmy ich od szwabów, za co obrzucali nas kamieniami albo łapali na „czarnej drodze” i kopali tyłki. Ale nie mam złych wspomnień związanych z Berlinkiem. A takie imiona i nazwiska, jak Gunter, Norbert, Frejberg, Waiss, Peggel, Kryza – pamiętam do dziś. Z niektórymi przez wiele lat utrzymywałam kontakt. Ich rodzice – jeśli żyją – do dziś mówią z twardym, niemieckim akcentem, choć przybrali piękne polskie nazwiska. Problemy, obawy – ale i radości – mieli takie, jak i my. W pewnym momencie jednak, gdy zaczęto budować Osiedle Młodych (Wejhera), cisza sielska-anielska w ich Klein Berlinku skończyła się na zawsze. Mając „pochodzenie”, część z nich wyjeżdżała do Niemiec, część przeprowadziła się do Sopot czy do Kamiennego Potoku. „Oryginalnych” rodzin pozostało może ze trzy do pięciu – te akurat przeniosły się do nowo powstałych „szaf” przy ulicy Pomorskiej. A do ich opuszczonych domków później wprowadzili się na dziko ludzie bezdomni…

Za Berlinkiem płynęła rzeczka, może na metr szeroka, którą Niemcy puścili pod „czarną drogą”. Zimą tamowaliśmy tę rzeczkę, tak na wysokości Berlinka, i woda wylewała się na okoliczne łąki. W ten sposób tworzyliśmy największe lodowisko na świecie – każdy miał łyżwy, a maluchy woziło się w balii – takiej do prania. Jeździliśmy też na kawałkach kartonów czy dykty…

Dalej były pola, suche i niezagospodarowane. Rosły na nich czerwone maki, chabry i inne polne kwiaty – samosiejki. Natomiast wzdłuż ul. Łokietka, może z 200-300 metrów w kierunku morza, było miejskie sopockie wysypisko śmieci. Przeogromne. Zwożono na nie śmieci nie tylko z Sopotu, ale także z Oliwy i całego Gdańska.

Po lewej stronie drogę zagradzały gęste krzaki. Około 300 metrów dalej w kierunku Sopotu napotykało się pierwszy napis: ul. Łokietka, Sopot. Tutaj można było skręcić w lewo, do przystanku kolejki podmiejskiej Sopot Wyścigi, tutaj także był „nasz” sklep spożywczy (później mięsny), a odrobinę dalej  na  prawo – sopocka rzeźnia; tam kupowaliśmy tylko kości schabowe, grubo oklejone mięsem (Poprose packe kosci na zupe). Pani w okienku rzucała te kości owinięte w kawałek papieru – dwukilogramowa paczka za 10 zł – ale mieliśmy swoje siatki na zakupy.

 

CDN…

Powyższy tekst powstał na bazie wpisów Alex Sz. na Forum Dawny Gdańsk (użytkownik Xandra, 2009) oraz korespondencji wymienianej ze mną (2020). Zebrałem je, zredagowałem i opublikowałem w powyższej formie za Jej wiedzą i zgodą – raz jeszcze serdecznie dziękuję!

Na zdjęciu: pozostałości po Klein Berlinku, ok. 1975. Nadesłała Alex Sz.

 

10 thoughts on “Czarna Droga i Klein Berlinek (wspomnienia Alex Sz., cz. 3)”

  1. Witam.Aż żal,że autor tego artykuł wypisał tu tyle kłamstw,ale licze iż to z niewiedzy lub źle zasłyszanych opowieści.Jakby próbował skonfrontować to z mieszkańcami klain berlinka to by miał rzeczowy obraz i mógł wspólne wspomienia opisać. A tak pisze w wielu procentach kłamstwa i pomówienia

      1. Po za tym opisani przez Ciebie i nazwani niemcami Frejbergowie ($.P) pochodzili z okolic Wejherowa to raczej nie można nazywać kaszubów niemcami.Wiem bo to byli moi sąsiedzi.Wszyscy tam z wyjątkiem może jednej lub dwóch rodzin byli zawsze przyjaźni i pomagali innym.Chyba nie powinno się pisać o kimś lub o czymś jak nie ma się o tym pojęcia

  2. Choćby to że wszyscy mieszkańcy klainb erlinka to byli niemcy i że do dziś mówią twardym niemieckim językiem oraz że przybrali polskie nazwiska.Co Ty wiesz o nas mieszkających tam.Jest jeszcze kilka innych rzeczy co jest poprzekręcanych albo źle opisanych.Ja tam się urodziłem w 71r ale mój brat w 61 a siostra w 54 więc chyba możemy więcej wiedzieć od Ciebie.Po za tym piszesz o nazwizkach których tam nie było.Ja moge nie wiedzieć ale moja mama 85 lat i wujek 88 (jeden z tych taksówkarzy ) chyba wiedzą

  3. Proszę czytać ze zrozumieniem – to nie jest wspomnienie moje, autora tej strony, ale Alex Sz., która urodziła się po wojnie w jednym z domów przy ówczesnej ul. Gospody. To są jej opowieści – tak zapamiętała tamte miejsca, czasy i ludzi.

    Jeśli Twoja mama i wujek pamiętają tamte czasy, to zachęcam do spisania lub nagrania ich wspomnień – chętnie je tu opublikuję, im więcej głosów, tym lepiej. Mój adres: zabianka@jarekwasielewski.pl

    1. Obojętnie kogo to są wspomnienia,ale to Ty wać panie je edytujesz i opisujesz i jeżeli ich nie sprawdzasz to powielasz kłamstwo.Więc mój drogi panie też czytaj ze zrozumieniem bo ja zwróciłem się do autora artykułu a nie do autora wspomnień.Co zmienią zapisane wspomnienia moich bliskich jak już opisałeś w swoim artykule kłamstwa a pare tysięcy było odsłon i ta część ludzi wyrobiła już sobie opinie Twoją opisaną opinie i teraz co zmieni ten fakt ? Że nagle ludzie przeczytają i zrozumią.Tam na 60 rodzin to z trzy były niemieckie, ale nikt ich nie napiętnował bo oni byli zawsze ludźmi, którzy też pomagali innym.Pare rodzin osiadła po tułaczce ,ale byli polakami.Naucz się opisywać rzeczy i ludzi po sprawdzeniu faktów a nie z snucia bajek jednej osoby.Weryfikuj fakty a nie wyssane z palca informacje. I co przeprosisz wszystkich oczernionych ludzi w tym artykule, napewno nie bo słowo wypowiedziane i zasiane w umysłach kiełkuje.

      1. Jak można sprawdzić „prawdziwość” czyichś wspomnień? Wspomnienia są subiektywne i w dużej mierze nie sposób w nich niczego zweryfikować – zakładam więc dobrą wolę piszącego. Powtórzę: to nie są moje wspomnienia ani tym bardziej opinie – co jest wyraźnie zaznaczone. Poza tym w tekście Alex nie znajduję niczego obraźliwego, oczerniającego – dlaczego tak go odbierasz? Czy czytałeś pozostałe odcinki jej wspomnień, gdzie pisze np. o pierwszych powojennych latach: „Gdańscy Niemcy jak gdyby byli częścią naszej małej społeczności, bardzo się starali nawiązać z nami kontakt. Uczyli się języka polskiego, byli dla nas mili, byliśmy sąsiadami!”? A poza tym: czy nie bierzesz poprawki na to, że Alex Sz. opisuje czasy swojego dzieciństwa i jako dziecko pewne rzeczy zapamiętała tak, a nie inaczej? I że pewne rzeczy z upływem dekad się zamazują, zniekształcają w pamięci?

        Odpowiadając na Twoje pytanie: jeżeli Alex Sz. tak bardzo mija się z prawdą, spisane wspomnienia Twoich bliskich będą cennym sprostowaniem, uzupełnieniem tego, co napisała. Uprzedzam jednak, żebyś miał jasność: wspomnień Twoich bliskich też nie będę miał możliwości zweryfikować (bo jak?), więc będę zakładać ich dobrą wolę. Nie mogę więc zagwarantować, że po ich przeczytaniu nie zgłosi się ktoś, kto z kolei Twoim bliskim zarzuci kłamstwo. I co wtedy?

        Wspomnienia to wspomnienia. Pamięć przeciw pamięci. Słowo przeciw słowu. Apeluję jednak: nie doszukuj się w tym, co napisała Alex czy ktokolwiek inny złej woli. To nie są zeznana sądowe, ani donosy.

  4. Widze,że nie ma sensu dyskutować z Tobą.Jacy Gdańscy niemcy.Sam Gdańsk był wyłączony jako Wolne Miasto Gdańsk a reszta była odrębna i to byli ludzie, którzy tam mieszkali już grubo przed wojną (mam na myśli klain berlinek).Po za tym klain berlinek mieścił się przy ul. Łokietka i należał do Sopotu a dopiero jak zaczęto budować Żabianke i osiedle Wejhera przesunięto granice Sopotu na równi z końcem płotu hipodromu i wtedy zmieniono na ul.Gospody. A w tych czasach co niby pisze Alex nie było jeszcze Rybackiej ani Gdyńskiej ani Szyprów bo tam były łąki.Widzisz wiele można by korygować jej relacji,ale to zostawimy dla siebie i swoich dzieci.

    1. Fajne masz podejście: napaść na kogoś, oskarżyć o kłamstwo i najgorsze intencje. A gdy ktoś poprosi Cię o merytoryczną odpowiedź, zbyć go kilkoma ogólnikami i obrazić. Wybacz, ale to z Tobą nie ma sensu dyskutować. A szkoda, bo wspomnienia Twoich bliskich na pewno zainteresowałyby czytelników tej strony.

      1. Nie wiem czy napadaniem na kogoś jest próba powiedzenia prawdy i sprostowania nieprawidłości zawartych w artykule.Rozumiem, że to nie dokońca Twoja wina ale tego nie można nazwać napadaniem.Po za tym mógłbyś przynajmniej powiedzieć w swoim imieniu,że jest Ci przykro że ktoś wprowadził Cię w błąd.Tak to już w życiu bywa.Pisz dalej te historie o Żabiance i życiu w niej.Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *